Moja przyjaciółka wyjechała na kilka tygodni i zostawiła mi swój czytnik e – booków do wypróbowania (hurra! Zawsze chciałam spróbować!).
Najpierw lista jego niezaprzeczalnych zalet.
Czytnik do e – booków jest:
- Prosty w obsłudze,
- Lekki,
- Zajmuje mało miejsca, a mieszczą się w nim tysiące książek,
- Można czytać na nim także o zmierzchu lub nawet po ciemku (jeśli nasz model ma podświetlany ekran),
- W pełni naładowana bateria wystarcza nawet na tydzień (oczywiście, zależy, ile się czyta;)),
- Otwiera się tam, gdzie skończyliśmy czytać,
- Zawiera wiele przydatnych funkcji, takich jak zapisywanie notatek, zaznaczanie wybranych miejsc, czy słownik (co prawda, z żadnych funkcji nie korzystałam).
Jednak w odróżnieniu do papierowych książek:
- Nie pachnie drukiem ;),
- Jest „bezosobowy” – po przeczytaniu książki, ona jakby… przestaje istnieć ;),
- Mimo, że można ustawić w nim jasność i wielkość czcionki, jednak bardziej męczy wzrok,
- Jeśli coś się poprzestawia, to trudno znaleźć miejsce, w którym skończyło się czytać.
Na szczęście, nie trzeba się decydować i wybierać „albo książki, albo czytnik e – booków”. Moim zdaniem czytnik jest wprost rewelacyjny na wyjazdy (ze względu na ilość tytułów, jakie może pomieścić, małą wagę i wielkość). Świetnie sprawdza się, jeśli lubimy czytać do poduszki, już bez światła.
Poza tym jednak, przepadam za posiadaniem książek, pożyczaniem, dotykaniem, wąchaniem i ponownym przeglądaniem. Dlatego uważam, że lepiej się nie ograniczać i mieć i jedno, i drugie.
